Chlapnąłem dwa zdania za dużo…

Dostęp bezpłatny

Śp. ksiądz Władysław Nowak miał niezwykłe poczucie humoru. Ale zdarzało się też, że karcił kleryków seminarium, jeśli coś było nie tak. W moim przypadku kiedyś zdarzył się jeden jedyny wybryk. Pamiętam chwile, że do seminarium z jakiejś okazji zjechała telewizja regionalna. Została odprawiona msza święta, na której przyuważono kleryka 2 roku seminarium. Klęczałem wówczas w ławce, a kamerzysta nagle skierował na mnie kamerę i kontynuował kręcenie materiału. Prawdopodobnie zauważył, że żarliwie się modliłem (fakt został potwierdzony później przez dziennikarza, który mi to osobiście powiedział).

Był to moment w którym wiem, że niektórzy z innych kleryków na pewno zazdrościli mi takiej a nie innej sytuacji, a inni rechotali z tego jakby nigdy nie widzieli w życiu kamery (na moim roku było kilka takich osób).

Zmieścić się w setce

Msza już dobiegała końca. Śpiewał chór a niektórzy z kleryków powoli opuszczali kaplicę. Ja również się podnosiłem z miejsca. Wtedy na tyłach kaplicy doszedł do mnie dziennikarz i powiedział, że chcą ze mną przeprowadzić rozmowę o “powołaniach do stanu kapłańskiego”. Zgodziłem się – nie pytając o to rektora seminarium, który jak się później okazało, powiedział również parę słów w materiale wyemitowanym w wieczornym programie informacyjnym. Wychodząc z kaplicy już czułem, że inni klerycy – którzy tą sytuację zauważyli, dyskutują cicho między sobą. Szybko odniosłem swoją komżę do pokoju i wróciłem na tzw. “lotnisko” (był to duży hol, który rozdzielał drogi do dwóch akademików, refektarza oraz innych pomieszczeń w seminarium.

Dziennikarz stanął obok mnie, kamerzysta naprzeciwko nas i zaczęła się rozmowa. Nie pamiętam dokładnie o co byłem pytany, ale jak się okazało później, powiedziałem za dużo “prawdy”, bo przy rozmowie stali tzw: “podsłuchiwacze” (klerycy z różnych roczników), którzy później grzecznie zdali relację przełożonym. W seminarium właśnie w taki sposób rozpowszechniano wszelkiej maści donosy, plotki etc., ponieważ większość z kleryków chciała być w oczach przełożonych wyżej od innych. Było to normą i trzeba było się do tego przyzwyczaić.

Wkrótce po kilku minutach rozmowy, z korytarza akademika rocznika I, wyłoniła się zzieleniała z wrażenia postać (jeden z przełożonych 😉 ) . Następnie po nim szedł śp. ksiądz rektor seminarium. Był to moment, w którym zmierzano do końca rozmowy ze mną i jak tylko rektor przystanął obok kamery, to rozmowa z dziennikarzem dobiegła końca. Dziennikarz grzecznie podziękował i powiedział, że “zmieściłem si w <<setce>>”. Była to krótka rozmowa.

Ja również podziękowałem za możliwość rozmowy i odszedłem obserwując tylko pochmurną minę księdza rektora. Oho!. Dotarło do niego, to co powiedziałem (sam rozmowy nie słyszał, ponieważ znajdował się bezpośrednio po mszy św. w swoich pokojach). Prawdopodobnie ktoś mu te informacje doniósł, licząc na jakieś granty czy przywileje z jego strony. (ale śp. ks. Rektor traktował wszystkich równo).

Opuściłem “lotnisko” udając się do mojego pokoju. Szykowałem się na dalszy dzień, nie wiedząc co on przyniesie. Zająłem się sobą. Wkrótce przyszedł kleryk i powiedział, że ksiądz rektor oczekuje mnie w swoim gabinecie. Udałem się pośpiesznie i wszedłem przez drzwi.

Gabinet w którym przyjmował zazwyczaj kleryków był mały: biurko, dwa krzesła, białe regały, a pod ścianą koło okna znajdował się komputer, który jeszcze pamiętał dawne czasy. Zaczął ze mną rozmowę. Zapytał, dlaczego pozwoliłem dziennikarzowi aby przeprowadził ze mną krótką rozmowę. Miał pretensje do mnie, że nie zapytałem jego o zgodę (fakt może nie wiedziałem, że takie rozmowy trzeba wpierw konsultować z przełożonymi”). Wymienił ze mną kilka zdań, dość ostro i kazał opuścić pokój i wracać do dalszych obowiązków. Ja w ciszy opuściłem gabinet i poszedłem do siebie. Pamiętam, że to był mój pierwszy “moment” w życiu w seminarium duchownym, w którym się dość mocno zdenerwowałem.

Nadszedł wieczór i godzina emisji

Mimo wszystko w wieczornych informacjach materiał ze mną został wyemitowany w całości z tymi kontrowersyjnymi zdaniami, które powiedziałem podczas rozmowy z dziennikarzem. Była również rozmowa z rektorem seminarium, którą przeprowadzili zaraz po mojej. Jak się później okazało, moja rodzina, bliscy i dalsi znajomi też oglądali ten materiał. I wszyscy jak jeden zgodzili się co do tego, że podczas rozmowy powiedziałem prawdę. Prawdę która bolała, ale prawdę!

Co mamy dzisiaj?

Dziś przeglądając sieć internet, dość często napotykam się z wypowiedziami moich byłych już kumpli z kleryckiego roku, a w szczególności dwóch, którzy mimo wszystko, do dziś są jak papużki nierozłączki (materiał o nich ukaże się osobno). I teraz pomyśleć, że właśnie te dwie osoby śmiały się najbardziej z wywiadu udzielonego telewizji publicznej. Jeden był niższy od drugiego, drugi grubszy od pierwszego. Jeden z okularami, drugi bez.

Co powiedzieć na ich temat? Nie można zliczyć na palcach jednej ręki, ile razy fotografowali się wspólnie. Zdjęcia umieszczali później w kleryckim piśmie seminaryjnym, którzy prowadzili (jeden był redaktorem naczelnym, a drugi redaktorem). Jak większość seminariów duchownych w kraju również i nasze posiadało swoje pismo, które było kierowane dla nas jak i dla lokalnych społeczności. Gdy się dziś patrzy na te osoby. ma się wrażenie, że oprócz przyjaźni dość bliskiej, mogło nawet dojść do kilku zbliżeń.

👁 Ten wpis został przeczytany 65 razy.

☕ Szacowany czas czytania: 6 min.

2 thoughts on “Chlapnąłem dwa zdania za dużo…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *