Jak ograłem Żabę

Dostęp bezpłatny

Żaba to płaz. Żaba nie jest ściśle powiązana z środowiskiem wodnym. W okresie godowym spotyka się ją najczęściej na lądzie. My w seminarium duchownym mieliśmy swoją Żabę. Był to oczywiście pseudonim, który wszedł do kanonu słownictwa wśród kleryków i alumnów. Nie ulega wątpliwości że ten człowiek był niezwykle głupią osobą – a dlaczego, zaraz to wyjaśnię. Teraz gdy kurz opadł mogą to śmiało powiedzieć. Ten człowiek był odpowiedzialny za serię klęsk, które nawiedziły seminarium po moim odejściu. Parę potknięć tegoż człowieka kosztowało całą wspólnotę seminaryjną bardzo dużo. Może dlatego na piedestale stał tak krótko i musiał odejść (BA! Z pewnością go do tego przymuszono!). Przynajmniej okna wymienił.

Zacznijmy od początku. Ks rektor śp. który mnie przyjmował do seminarium, po dwóch kadencjach odchodził. W seminarium już zaczęła się nerwowa atmosfera, bo wszyscy domyślali się kto po nim przyjdzie. Było to do przewidzenia. Człowiek znał seminarium, znał ludzi, ale nikt nie znał co zrobi, jak się zachowa w obliczu nadchodzących wyzwań.

Ten dzień nadszedł. Zaplanowano mszę pożegnalną dla odchodzącego księdza rektora, którą uwieczniłem na fotografiach (sterowałem seminaryjną stroną, którą sam stworzyłem kilka tygodni temu). Ks. rektor którego wszyscy tak szanowali wygłosił parę ciepłych słów do zgromadzonej wspólnoty kleryków w głównej kaplicy seminarium, a my pożegnaliśmy go kwiatami (zdjęcia z tego wydarzenia również się zachowały).

Pęknięcie i czas odejść

Człowiek na nowym stanowisku czasem czuje się tak dobrze, że nie przewiduje konsekwencji nagłych, głupich i nieprzemyślanych decyzji. Tak było i tym razem. Pod koniec wakacji wezwał mnie do siebie nowy rektor i przeprowadził ze mną krótką acz niezrozumiałą rozmowę. Wybąkał coś pod nosem że nie spełniam norm i na zebraniu władz seminarium postanowili mnie usunąć. Oddał mi naprędce papiery i życzył wszystkiego najlepszego. Do dziś nie wiem kto przesądził o tym aby mnie usunąć, ale nie wyobrażam sobie, aby wszyscy byli zgodni z tą decyzją. Zdecydowanie był to chyba jeden głos ówczesnego rektora seminarium.

I to był błąd.

Musiałem to znieść. Było trudno, ale to zniosłem. Już wiedziałem co mam zrobić. Wyżalić się komuś! Gdy zatrzasnąłem bramę seminarium, sięgnąłem po telefon i wykręciłem do znajomego, który akurat był na wakacjach. Powiadomiłem go naprędce o decyzji rektora i stanie obecnym w jakim się znalazłem.  Ja wróciłem autobusem do domu i jakby nigdy nic zacząłem się zastanawiać co teraz zrobić – jak żyć po opuszczeniu murów seminarium. Szczerze mówiąc byłem zły. Piekielnie zły. Nadszedł wieczór a potem noc….

Error 500, seria wiadomości email, straszenie i grożenie.

Rano obudził mnie telefon. Był to sms. Powiadomiono mnie, że nagle strona seminaryjna przestała działać. Szybko odpaliłem laptop i zerknąłem na jej stan. To była prawda. Nieznani sprawcy prawdopodobnie w nocy włamali się na serwer strony seminaryjnej i wykasowali wszystko co stworzyłem, a także archiwum zdjęć od początku istnienia strony seminaryjnej (starszej i tej aktualnej, po której nie było już śladu). Wyświetlał się komunikat wewnętrzny serwera ERORR 500.

Natychmiast dostałem serię wiadomości email od nowego ówczesnego rektora seminarium o tym co się stało. Było ich dużo. Jeden po drugim. Zarzucał mi w nich że strona nie działa od rana. Ja mu odpisywałem, że nie mam o tym pojęcia etc. Że nie zarządzam już stroną a wszystkie dane dostępowe, do serwera, do panelu administracyjnego zdałem mu dnia poprzedniego w jego biurze w seminarium – podczas pobytu.

Ale ta informacja go nie uspokoiła. W następnych wiadomościach email zaczął grozić, straszyć. Ja szedłem w zaparte – odpisywałem mu, że nie mam nic z tym wspólnego. Rzeczą naturalną jest to, że wydając mu wszelkie hasła dostępu on mógł je zmienić podczas gdy ja wracałem z powrotem do domu.

Uspokoiło się

Wreszcie nowy rektor po kilkunastu odpowiedziach ode mnie na błędne jego oskarżenia odpuścił. Domyślił się, że nie miałem z tym nic wspólnego. Niby jak jak nie miałem jak zmienić haseł, gdy przebywałem u niego w biurze, a tylko ja miałem tam dostęp, który musiałem mu dać w trakcie spotkania.

Rezultat

I szanowni Czytelnicy można się z łatwością domyślić, że ten człowiek nie wiedział co robi. Odleciał kompletnie. Dziś wiem, że ów człowiek był zdolny do wszystkiego i wiem, że był łatwowiernym rektorem, który łapał wszystkie plotki jako pelikan, w ogóle ich nie sprawdzając. To dlatego zostałem nagle i bez jakichkolwiek przyczyn usunięty z seminarium. Bo ktoś puścił serię plotek o mnie nowemu rektorowi. A ja znam te nazwiska tych osób, które nakłamały nowemu rektorowi tak, że zostałem usunięty i musiałem odejść. Ci teraz robią karierę w Kościele Katolickim. I docierają do mnie słuchy, że nie są tacy święci jak zakładano z początku.

Ale o tym później…

 

👁 Ten wpis został przeczytany 83 razy.

☕ Szacowany czas czytania: 5 min.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *