
Ten post zacznę od tego iż każdy człowiek jest tylko człowiekiem. Nie jest wiecznie żywy a jego przemijanie ma swój kres. W seminarium było dobrze. Z pozoru budynek seminarium uważany jest za oazę spokoju i uduchowienia, wewnętrznego spokoju, ładu i porządku. Teoretycznie tak wyglądało. W praktyce było zupełnie inaczej.
Na początku było nas jak pęczki. Gdy wszyscy zebrali się na wspólnym obiedzie w refektarzu (seminaryjna stołówka), nie dało nas się od tak policzyć na palcach jednej ręki. Po kilkunastu latach jeśliby ktoś chciał teraz policzyć ilu jest obecnie alumnów w seminarium – dałby radę. Sam jestem w szoku ile osób odeszło, ile opuściło mury seminarium a ile porzuciło sutannę po święceniach kapłańskich.
Dopiero teraz – po kilku latach od momentu jak ks. rektor (ksywa ŻABA) podziękował mi grzecznie oddając papiery w seminarium, zdaje sobie sprawę że dobrze zrobiłem że odszedłem a nie jak inni – zapierałem się rękoma i nogami abym został na kolejnych latach aż do święceń kapłańskich.
Ale szokiem była dla mnie wiadomość, którą zasłyszałem, że odchodzi coraz więcej kapłanów, którzy zostali wyświęceni i to z wyższego rocznika. Zarazem smutne, ponieważ miałem do końca nadzieję że oni będą trwać na powierzonym stanowisku aż do śmierci w kapłaństwie. I tak!
» Ksiądz, który świetnie grał na instrumentach odszedł do dziewczyny bo się zakochał już po wyświęceniu. Ok. Zdarza się. Jesteśmy tylko ludźmi.
» Młody wikariusz odszedł, ponieważ poczuł miłość do płci pięknej.
» Młody ksiądz, którego uważałem za tego, który osiągnie szczyty w kapłaństwie – niestety odkrył inne powołanie.
Co najgorsze na moim roku było kilka osób, którzy nadal utrzymują, że wierzą w Boga, lecz w czasie pobytu w seminarium i już po wyświęceniu zaczęli robić karierę w Kościele jak pan Rydzyk. Jeden po kilku miesiącach z urzędu wikariusza dostał od nowego arcybiskupa ciepłą nową posadkę proboszcza i to nie nędznej parafii (palce maczał w tym inny proboszcz), jeden, który wyjechał na studia do Rzymu, wrócił i za każdym razem gdy ktoś wspomina jego – on dostaje ataku paniki i podobno roni łzy (sam się czasem dziwię, że kogoś tak psychicznie słabego wyświęcono). Kolejny który grywał koncerty w seminarium udaje że jest kimś i głosi tu i tam rekolekcje (jakby był znawcą wszystkiego).
I tak podsumowując z roku w seminarium gdzie kleryków było w sumie 19 osób na ostatnim roku, dziś się ostała zaledwie połowa z nich (może mniej niż połowa). I nie dziwcie się Drodzy Czytelnicy że obecnie jest mało powołań kapłańskich (bo niektórzy ten głos dwuznacznie rozumieją, przez co mamy obecnie w Kościele to co mamy). Jeśli następne pokolenia będą nadal molestowały dzieci, część będzie robiła kariery w KK myśląc że osiągną szczyty, to dzisiejszy KK jaki znamy obecnie przestanie funkcjonować i przeobrazi się w byle-co.
O kim to? Bo kilku odeszło. Trzech z 19 wyświęcili?