Recenzja |Sztukater.pl – od TomG|

Dostęp bezpłatny

Wydawnictwo Novae Res każdego roku wypuszcza na rynek książki kolejnych debiutantów i taką waśnie powieścią jest Ostatni rekrut Thomasa Blake’a. Oczywiście nazwisko Thomas Blake to tylko pseudonim, pod którym publikuje nasz rodak pochodzący z Olsztyna.

Fabuła Ostatniego rekruta wydaje się być mocno wzorowana na filmach sensacyjnych z wątkiem kryminalnym, a sam autor już od pierwszych stron powieści rzuca czytelnika na głęboką wodę. Poznajemy Karla Dertone’a, miliardera, który przylatuje do Szwajcarii i spotyka się z właścicielem restauracji, Robertem Trumanem. Dertone chce odkupić od Trumana należące do niego grunty umiejscowione w Berlinie, właściciel restauracji jednak nie przystaje na propozycję miliardera od razu, choć ten oferuje mu kwotę znacznie przewyższającą ich rzeczywistą wartość. Truman potrzebuje czasu do namysłu, musi skontaktować się z żoną, więc mężczyźni umawiają się następnego dnia. Po skończonej rozmowie Dertone konsultuje się jednak z jednym ze swoich ludzi i postanawiają, że aby przyprzeć Trumana do muru, spalą jego restaurację i porwą żonę.

Rene Littleton jest jednym z ludzi, którzy chcą wyeliminować miliardera Karla Dertone’a z gry. Mężczyzna podejrzewa, że Dertone współpracuje z wielkimi korporacjami w dziedzinie utylizacji tajnych dokumentów, których wypłynięcie na światło dzienne przyniosłoby katastrofalne skutki. Wie również, że cztery lata wcześniej ludzie Dertone’a zajmowali się utylizacją ludzkich zwłok, jednak nie tylko te powody sprawiają, że Littleton traktuje Dertone’a jak najgorszego wroga. Rene został sparaliżowany od pasa w dół po wypadku samochodowym, który – jak mężczyzna się domyśla – był zamachem na jego życie. Przeżył, ale w wypadku zginęła jego ukochana żona i najlepszy przyjaciel. Littleton zdaje sobie sprawę z tego, kto wydał na niego wyrok i teraz liczy się dla niego tylko zemsta.

Desmond Brand jest trzydziestosześcioletnim inspektorem policji, pracującym w wydziale pościgowym. Mimo młodego wieku osiągnął już wysoki stopień, do czego przyczyniło się ujęcie seryjnego mordercy przed laty. Inspektor zostaje wezwany nad ranem na miejsce morderstwa kobiety, Dorothy Lawler. Ofiara po raz ostatni była widziana w towarzystwie jakiegoś mężczyzny w brązowym płaszczu i czarnym kapeluszu, o czym donosi inspektorowi sąsiad zamordowanej. W trakcie dalszego przesłuchania mężczyzna spokojnie odpowiada na wszystkie zadawane mu pytania, aż nagle bez wyraźnego powodu zaczyna uciekać. Policjanci rzucają się za nim, ale gdy po chwili znika im z oczu, zaprzestają pościgu i kwitują całe zdarzenie machnięciem ręki, mówiąc: „Złapiemy go innym razem”.

Ostatni rekrut jest niczym jeden z tych tanich, podrzędnych filmów kryminalnych, w których do autentyczności przedstawianych zdarzeń przywiązuje się tyle wagi, co kot napłakał. Wiele z sytuacji występujących w książce – jak chociażby ta z uciekającym nagle w trakcie składania zeznań sąsiadem zamordowanej kobiety – jest po prostu absurdalnych i tak mało wiarygodnych, że uwierzyć w nie mógłby chyba tylko kilkulatek. Ale pomińmy już brak wiarygodności fabuły; skoro autor tak ją przedstawia, to reszta będzie tylko kwestią subiektywnego odbioru czytelników.

Należy zwrócić uwagę na jeszcze jedną, właściwą Ostatniemu rekrutowi cechę – jest nią, mianowicie, wątpliwa jakość wykonanej nad tekstem korekty. W książce natykamy się na liczne powtórzenia, psujące nie tylko zdania, ale i całe akapity. Niestety, z powodu zastrzeżenia praw do kopiowania i publikowania jakichkolwiek fragmentów tej książki przez wydawnictwo, nie mogę podać tutaj przykładów, które zobrazowałyby moje słowa, jednak wystarczy, że zajrzycie do tekstu książki przy jakiejkolwiek okazji, a na pewno rzuci się Wam w oczy to czy tamto niedopatrzenie.

Mało jest w tej debiutanckiej książce jakiejkolwiek subtelności, wszystko wydaje się być grubymi nićmi szyte, a i postaci bohaterów są nie dość, że mało oryginalne (ich nazwiska autor wybierał najwyraźniej z amerykańskich filmów), to jeszcze nie do końca przekonywujące. Moim subiektywnym zdaniem Ostatni rekrut jest debiutem słabym, a prosty styl pisania autora wymaga jeszcze pracy, podobnie jak sposób konstruowania i przedstawiania fabuły powieści. Szczerze mówiąc, nie polecam.

Źródło

👁 Ten wpis został przeczytany 60 razy.

☕ Szacowany czas czytania: 4 min.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *